Zarówno w pani Elżbiecie, jak i panu Robercie miłość do zwierząt była obecna od zawsze. Stanowiła również pierwszy impuls dla uczucia, jakie narodziło się między nimi przed kilkunastoma laty.
- Połączyły nas konie - wspominają dziś z sentymentem. Po ślubie, mimo licznych trosk i problemów, z pasji uczynili sposób na życie. Najpierw w ramach bezinteresownej opieki nad potrzebującymi zwierzętami. - Gdy dowiedzieliśmy się od znajomego, że jest możliwość kupna konia czekającego na ubój, nawet się nie zastanawialiśmy. Problemem był brak pieniędzy. Jako że obydwoje byliśmy bezrobotni i nie mogliśmy wziąć kredytu, podjęliśmy decyzję o sprzedaży auta. Mimo że mieliśmy na to jeden dzień, udało się - opowiada pani Elżbieta.
Zwierzęta ze świata
Zapłata za samochód rozeszła się w okamgnieniu, gdyż ostatecznie została przeznaczona na zakup nie jednego konia, lecz dwóch.
- Ten drugi również straciłby życie, a my nie mogliśmy na to pozwolić. Pieniędzy pozostało tylko tyle, że starczyło na paszę - wspomina pan Robert. Do dwóch koni szybko dołączył trzeci. Pod opiekę Szudych z czasem zaczęły trafiać również inne zwięrzęta, m.in. kozy i świnie.
Szudowie przyjmowali je z różnych części kraju, a nawet z zagranicy. Odmawiali tylko wówczas, gdy zaadoptowanie danego zwierzęcia wykraczało poza ich możliwości. - Tym zwierzakom, które przyjęliśmy, musieliśmy oddać całe serce. Nieraz kosztem nas samych - wyznają zgodnie.
Na pomysł storzenia przydomowego zoo rodzina Szudych wpadła przed dwoma laty. Do zwierząt gospodarczych szybko dołączyły m.in. papugi i bażanty, kozioł, króliki, ale również... lama, fretka, kangur oraz mundżak chiński. Niektórzy mieszkańcy Kunowej byli w szoku.
- Spróbowaliśmy czegoś nowego, niespotykanego. Udało się. Myślimy już o sprowadzeniu kolejnych zwierząt - wiewiórki Hudsona, piesków preriowych, nandu czy skunksów. Naszym marzeniem jest wielbłąd. Liczymy, że uda się je zrealizować - mówi z entuzjazmem pani Elżbieta. Jako że z zawodu jest technikiem weterynarii, a styczność ze zwierzętami egzotycznymi miała już przed ponad piętnastoma laty, w prowadzonej działalności.
Szudowie są niemal samowystarczalni. Jedyną pomocą jest dla nich córka Julia, uczennica drugiej klasy podstawówki, która - zarażona rodzinną pasją - z oddaniem opiekuje się zwierzętami.
Wioska indiańska
Zoo, podobnie jak zbudowana przy nim wioska indiańska, która jest owocem fascynacji Szudych kulturą Indian, na razie nie przynosi zysków. - To nie jest nasz główny cel, przede wszystkim realizujemy pasję. Zoo może założyć każdy, ale aby zwierzętom było w nim dobrze, potrzeba właśnie jej. Nie mamy weekendów, wakacji, ale jesteśmy szczęśliwi - podkreśla pani Elżbieta.
9 ulubionych miejsc kleszczy w ciele
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?